przegrani

pijąc piwo przy barze
świat traci znaczenie
drzewa się nie kołyszą
a ptaki nie śpiewają
nienawidzę ludzi
ale i nie mogę bez nich żyć
życie przemija jak chmury
my próbujemy dostrzec w nim
choć odrobinę miłości
nigdy nie rozumiałem
wojny i kościołów
wytkną mi brak patriotyzmu i wiary
a ja machnę na nich ręką
i dopije wilgoć
kobiety już nie noszą sukienek
mężczyźni już nie golą bród
świat się zmienia
poniedziałek piątek niedziela
bez precedensu pijani
szukamy we wszystkim sensu
przyjemne marnowanie dni
to najcenniejsze
zapełnijmy psychiatryki
i złóżmy parasole
bo dla wygranych czeka
śmierć
a dla nas
deszcz

L

 
lubię stację benzynowe wieczorami
zapach benzyny miesza się z chipsami
stoję pod jedyną
niesodową lampą w okolicy
cholera
prawie 25 zł za dwa Tyskie
i paczkę czerwonych Marlboro
moja dusza chwieje się jak konik na biegunach
mam kumpli poetów których nie lubię
mam znajome poetki które rozbieram wzrokiem
pragnę występów w duecie z czarno włosom lesbijką
nie stać mnie dziś na nic więcej
rozpinam rozporek
i lejąc tak na karbonowy śmietnik
gdy Bóg szczał równo ze mną
a anioły robiły sobie dobrze nawzajem
pomyślałem
że to pierwszy raz
kiedy nie czuję się samotnie
w mojej samotności

dusza jak konik na biegunach

dłonie pianisty
twarz z porcelany
nienawidzę okularów
ale do kosza trafiam za trzy
nienawidzę kościołów
i odbiorów przesyłek na poczcie
mam szarozielone oczy
wolę piwo niż whisky
ściany w moim pokoju są fioletowe
a na osiedlu pachnie gumą do żucia
pieniądze trzymam w paczce prezerwatyw
firmy Skiny
są nie zastąpione
mama mówiła że jak byłem mały
miałem błękitne oczy
wolę whisky niż piwo
przy kobietach
jestem pełen poświęcenia
przy mamie
jestem pełen poświęcenia
na winylu Sticky Fingers
w głowie młodsze licealistki
ściany w moim pokoju są fioletowe
a za oknem pachnie płatkami kukurydzianymi
kiedyś pojadę z moją Scarlet
do Edynburga
by grać popularne melodie
o szaleńczej miłości
i kotach
co śpią w mojej
kremowej sypialni

Bóg stworzył mnie gdy miał kaca

przetrawił i wysrał
gdy ludzie zabijali się na ulicach
o 3 po południu
pikowałem w dół przez chmury
jak trafiony włócznią
kotów nie rusza porno które oglądam
nie rusza gdy spadam z nieba
w sumie
nic je nie rusza
tylko
niedogryzione brzegi od pizzy mają znaczenie
niedopalone papierosy
niedokończone rozmowy
nieuchwycone spojrzenia

lśniącymi ulicami po deszczu spacerują cienie zakochanych par

kilka stóp nad głowami
pusty manekin gra na saksofonie
neonowe światła trochę brzęczą
drżą firanki starych śniących dam
i królowie piją przy kubłach na śmieci
wciąż to samo
wszystko i nic
papieros
wydech
drugi trzeci
dwudziesty
ktoś zajął mój stołek przy Gagarinie
kanapy w palarni pochłaniają moje długopisy
automaty spoglądają hazardem
wciąż to samo
wszystko i nic
szkocka
kolejka
druga trzecia
kobieta
zgubiłem czas pod szybką mojego zegarka
uczucie gdy próbujesz trafić złocistym szczęściem
do gardła Boga
gdzieś na dnie pół świata
obok własnej podświadomości
otoczony przez demony z parasolami
i homoseksualnych pianistów
bezcenność
Poznań dla przegranych

nieczytany

to chyba już rodzaj przyzwyczajenia
miłość przecieka mi przez palce
ta którą uznałem za prawdziwą
wysuszyła owoce i odeszła
ukradła pomarańcze
i trochę słońca
nic tylko czarne niebo
i anioły w płomieniach
gdy wracam ze stacji benzynowej
urżnięty i w połowie zrównoważony
puste przystanki autobusowe
automaty do gier
babcie z pieskami
wszystko to nudniejsze niż śmierć
nic tylko ja i moje na wpół
zepsute serce
gdy wracam ze stacji benzynowej
a samotny i śmieszny świat
wlecze się za mną

kołysz się ze mną

drżą firanki
a tutaj w Berlinie w Nowym Jorku i w Meksyku
ludzie idą na popołudniowy spacer
w tą upalną pogodę na spodzie mojego zegarka
koło budki przy szosie
stara dziewczyna owładnięta życiem jak ogień
z nutką żalu kołyszę się ze mną
w żółtej taksówce wygrywającej żółty wyścig
w którym anioły kołysały się nisko
całe w płomieniach

zakolanówki z playboya

mała dziewczynka w malinowej kurtce
odbija i łapie piłeczkę
przywiązaną do swoje drobniutkiej dłoni
mija 36 minuta stania w korku
a ja przerywam czytanie magazynu
przerzucam wzrok z liter na ludzi
żołnierz obok mnie
zachowuje się jakby zaraz ktoś miał wrzucić granat do środka
ma wytrzeszczone oczy i tiki nerwowe
spoglądam przez okno
w zasadzie nawet to lubię
szukam niechcianego
ruszam przez nie z szybkością światła
prześcigając dźwięk i barwy
mijam uczucia i emocje
sunąc przez odnogi samotności
odbijam się od szaleństwa
gdy nagle
miłość
ucieka mi gdzieś obok ust
bo dziewczynka w malinowej kurtce nie złapała piłeczki
pierwszy raz od 42 minut
drapie się po zaroście
wracam do czytania
zakolanówki z playboya
kontra czerwone lizaki chupa chups
który fetysz wybieram?

nadal nie mam kota

 

nadal nie mam kota
który łasiłby się między nogami
i wygrzewał na komputerze
ale mam dwie butelki piwa
ze stacji benzynowej i wzwód w spodniach
spoglądam na mój pokój na 9 piętrze
zostawiłem włączone lampki świąteczne
choć mamy kwiecień
uśmiecham się głupio
pośród tych zwykłych
wcale nie lepszych szaleńców
Bóg mi świadkiem
że wtedy nawet on
odrobinę się przejął